Wystawa zbiorowa członków Studenckiego Koła Naukowego Kwadrat

Wystawy indywidualne w Polsce /
 nazwa
Piękne – Głośne – Dziwne / Wystawa studentów ze Studenckiego Koła Naukowego „Kwadrat”
 termin
 artyści
Markiz Kras, Urszula Wentykier, Oliwia Dziadul, Clay Mikołajczyk, Michał Wielebski, Jakub Adamiec, Maks Mielcarz, Zuzanna Koczkodaj, Bartosz Kaczmarek, Natalia Dziadul, Mikołaj Żuraw
 wstęp
Darmowy

Pierwsza organizowana przez Koło Naukowe Kwadrat wystawa, której początkiem była wspólna chęć do stworzenia czegoś ponadprogramowego względem studiów, pod luźnym i otwartym do interpretacji tematem.

„Piękne – Głośne – Dziwne” to miano publicznej prezentacji artystycznych indywidualności, które właśnie się rodzą! Łaciński tytuł mojego tekstu nie jest więc bez znaczenia. Prof. Halina Chrostowska nazywana w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku „Pierwszą Damą Polskiej Grafiki” mawiała, że nigdy nie wiadomo, kiedy zaczyna się być artystą, może nawet na drugim, trzecim roku studiów – i tego się trzymajmy! Jej autorytet czas weryfikuje tylko korzystnie.

Pierwszy wyróżnik tej prezentacji to różnorodność. Celowo unikam pojęcia „wystawa”, gdyż naturalna biegłość w obsłudze narzędzi cyfrowych cechuje nie tylko moje wnuki. Kiedy zdawałem do warszawskiej ASP, na egzaminie zadano mi pytanie, co sądzę o modnych wówczas kompozycjach z kolorowych rurek „neonowych”. Odparłem, że to przejściowy trend, ponieważ liczba barw będąca pochodną użycia znanych gazów szlachetnych jest bardzo ograniczona. Ta wiedza została mi po poprzedniej profesji (elektronika) – a na Wysokiej Komisji zrobiła widać wrażenie, skoro mnie przyjęto. W tamtym czasie było 30/40 chętnych na jedno miejsce w obydwu Akademiach: Kraków i Warszawa. Członkowie grupy KWADRAT (tak będę ich nazywał, nie podając nazwisk) są różnorodni, jak różny jest każdy z obecnych ponad ośmiu miliardów osobników gatunku homo sapiens. W tej siódemce aż dwie osoby odwołują się do tradycji surrealizmu. To dobra wiadomość, bowiem sam trend pojawił się wśród twórców w krajach zdominowanych przez racjonalizm (Szwajcaria, Francja, Czechy). Jest też oczywiste, że hołubione wśród „znawców sztuki” tzw. -izmy to nic innego jak ekspozycja kolejnych warstw dzieł, z których te najważniejsze, wszystkie je posiadają! Jeżeli więc w pierwszej ćwierci XXI wieku hasło surrealizm powraca, to znaczy, że wciąż jest ważne i żywe. Sztuka historyczna wcale nie jest sztuką, a odwoływać się do niej mogą epigoni zapatrzeni w świetlaną przeszłość. Chyba to nie dla nas!

Sukces w sztuce rzadko ma wartość rynkową. Najczęściej to własna satysfakcja albo uznanie tej niewielkiej grupy ludzi bliskich wrażliwością. Szczególne cieszy mnie uznanie podmiotowości odbiorcy, które znalazłem w autorce „Nocy na Fortach Bema”. Moja definicja postmodernizmu to coś jak rodzaj demokracji w sztuce: impulsy twórcze mają prawo u odbiorcy znajdować zupełnie odmienne treści, także emocjonalne. Wszyscy stajemy się współtwórcami, jeśli znajdujemy sens również w odbiorze!

Wrażliwość, rozumiana czasem jako czułość – tak to nazwała w swojej mowie noblowskiej Olga Tokarczuk – w mojej poprzedniej profesji oznaczała reakcję na minimalny impuls. Elektryczny. Teraz pojmuję ją jako odpowiedź na hasła i treści, których inaczej wyrazić się nie da, których nie przełożysz z koloru i kształtu na słowa czy dźwięki. Mówi się, że obraz to więcej niż tysiąc słów – a słowa zapisuje się literami/znakami, które są przecież pochodnymi obrazów. Wracamy więc do źródeł, choć zwolennicy pisanej ekspresji czują się osaczeni. Bez potrzeby, świat się zmienia i chyba ma dość wielosłowia, zbyt często kamuflującego pustosłowie. Zmienność to przecież oznaka życia!

Czym się zajmują ci, którzy cywilizację poprowadzą dalej? To bardzo poważne zagadnienia, jak relacje postępu technologii z szeroko pojmowaną przyrodą (kultura vs natura), jak oszołomienie bogactwem świata i cudem istnienia, jak kosmos wyobraźni i mikrokosmos ciała, choćby własnego, jak wreszcie niewyobrażalne kierunki rozwoju, już dziś „skazanego” na permanentną edukację. To bardzo istotne sprawy i nie można mówić, jak chcą niektórzy, że nasi sukcesorzy myślą tylko o rozrywce. Owszem, chcą się bawić, to przecież prawo ich wieku. Ale myślą szerzej i głębiej (czy to nie owoc edukacji artystycznej?) niż zdaje się wszystkim tym, co to powtarzają: a ja w ich wieku etc…

W 1979 roku byłem w Mongolii w miejscu zwanym Charchorin, a w Europie Karakorum. To dawna stolica Mongołów z czasów, gdy ich imperium sięgało od Wietnamu po Legnicę, włączając bliski i środkowy Wschód oraz część Indii. Widziałem taką mapę w Ułan Bator, gdzie nasza (dziś) Legnica była precyzyjnie zaznaczona. Samo Charchorin to kawałek stepu ogrodzonego murem, pozostało tam kilka świątyń i olbrzymi granitowy żółw. Z ziemi można butem wydłubać rzeczy, które w Europie trzyma się w muzeach, ale one niewiele znaczą dla nomadów. Warto tam wysyłać „na wycieczki” ambitnych imperialistów…

Jeśli szaleńcom nie uda się zepsuć przyszłości, to widzę optymistyczny horyzont, za którym pewnie będzie jeszcze piękniej i ciekawiej.

prof. Rafał Strent

Uczestnicy wystawy:

Jakub Adamiec
Natalia Dziadul
Oliwia Dziadul
Bartosz Kaczmarek
Zuzanna Koczkodaj
Markiz Kras
Maks Mielcarz
Clay Mikołajczyk
Urszula Wentykier
Michał Wielebski
Mikołaj Żuraw

Wystawa zbiorowa członków Studenckiego Koła Naukowego Kwadrat