Aleksander Myjak: rysunek
Wystawy indywidualne zagraniczne /Zdobyte przez Aleksandra Myjaka na przestrzeni lat wykształcenie w różnych dziedzinach stanowiło solidną podstawę jego kariery zawodowej i ekspresji artystycznej, co niewątpliwie znajduje odzwierciedlenie w jego twórczości rysunkowej.
W katalogu „rysunek” artysta zebrał prace z różnych serii. W rysunkach z cyklu „Konotacje” zaprezentowane zostały motywy ptaków i innych zwierząt, wyrażone w szczególnie szczegółowy sposób, przy czym akcenty błękitu i czerwieni wyróżniają się w monochromatycznej palecie. W rysunkach z cyklu „Poszukiwania” pojawiają się elementy ludzkiego wizerunku, w wielu pracach podkreślając oko i inne aspekty anatomii człowieka lub ptaka. „Poszukiwania” to wielowarstwowa kompozycja, bawiąca się perspektywą. W pracach z cyklu „Niepokoje” przedstawione postacie są nieco ukryte i przybierają własną formę, wydają się przekształcać i poruszać jak w stanie metamorfozy, natomiast w cyklu „Powroty” artysta wyraża się na różne sposoby, każdy rysunek przedstawia własną ekspresję i pomysły. We wszystkich cyklach rysunków można znaleźć paralele z artystyczną ekspresją Aleksandra Myjaka, rysunki łączy szczegółowa, niemal systematyzacja tego, co wydaje się być splecioną siecią, składającą się z niezliczonych kwadratów i prostokątów, które na różne sposoby tworzą kształty wyobraźni artysty.
Monochromatyczna i w pewnym sensie niesamowita natura rysunków pozwala widzowi zastanawiać się nad zakamarkami umysłu artysty, a także odzwierciedla myśli i pomysły widza. Widz może zastanawiać się nad znaczeniami i ideami ukrytymi w rysunkach, a także nad emocjami, które się z nich wyłaniają. Obserwacja własnych emocji staje się częścią doświadczenia.
Szczegółowy i skrupulatny charakter pisma artysty pokazany na rysunkach jest naprawdę imponujący. Każdy rysunek można oglądać przez dłuższy czas, ponieważ kompozycja jest wypełniona kombinacjami elementów, które pojawiają się widzowi jeden po drugim.
Ilze Bodza
Kuratorka
Akademia Technologiczna w Rezekne, Łotwa
INTYMNA OBSESJA
Kariera artystyczna to zawsze trudne zadanie. Trudniejsza, kiedy jest się potomkiem szczególnie uznanego twórcy – kiedy od pieluch wszyscy koledzy taty to artyści, a potem wszyscy to profesorowie…
Szczęśliwie zdarzają się przypadki, kiedy „progenitura” radzi sobie znakomicie. Halina Chrostowska, córka pierwszego powojennego (mówię o II. Wojnie Światowej) rektora warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych uchodziła za Pierwszą Damę Polskiej Grafiki, i to tylko do Niej jedynej w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku przyleciał z Paryża Japończyk organizujący Wystawę Europejskiej Grafiki w Tokio. Byłem świadkiem!
Wcześniej funkcjonowała w Niemczech familia Bachów. O Janie Sebastianie wiemy wszystko, ale nieliczni wiedzą, że było ich mnóstwo – bo talenty się dziedziczy: nie tylko kolor oczu i skłonność do tego lub owego. Ustawiczną muzykę z ich domu sąsiedzi komentowali: Bachy grają! Sublimacja zdolności następuje nie wiadomo, kiedy i nie wiadomo jak. Dochodzi jeszcze przypadek zwany szczęściem. Jednych wynosi ponad miarę, a innych marginalizuje. Ci wywyższeni często czują się rozczarowani, kiedy sukces okazuje się sezonowy – bo kryteria jakości artystycznych pomylono z wartościami mody… Powtarzam od lat, że walory artystyczne obiektywizują się po dwustu latach, wystarczy więc poczekać!
Ojciec Aleksandra Myjaka, jak sam twierdzi, rzeźbiarzem został przez przypadek, bowiem z teczką rysunków przywiezionych na egzamin wstępny wepchnięto go w niewłaściwe drzwi… Adam Myjak pobił chyba wszystkie rekordy, gdy chodzi o liczbę lat „służby społecznej” na stanowisku rektora. Kolejne przerwy wymagane demokracją przynosiły przekonanie, że on robił to lepiej. I chcąc, nie chcąc, wracał do władzy. Złamał też syndrom zwany w środowisku rysunkiem rzeźbiarskim, co oznaczało gorszą jakość. Adam jest nie tylko znakomitym rzeźbiarzem „bezprzymiotnikowym”, tj. takim, którego prace radzą sobie bez komentarzy, opisów dzieła i podobnych didaskaliów. On równie znakomicie rysuje. Pewnie tutaj należy szukać schedy genetycznej Syna.
Nie trzeba wiele przekonywać, że źródłem wszystkich sukcesów w kulturze wizualnej bez wątpienia jest rysunek. „Wszystko zawdzięczam tej komunistycznej Akademii Sztuk Pięknych w Sofii, gdzie mnie przyzwoicie nauczono rysować”, – powiedział mi Christo Jawaszew podczas wizyty w Warszawie. Nie jest trudno znaleźć sponsora na swoje „artystyczne fanaberie”, kiedy tak się rysuje! Z kolei w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie w 2016 oglądałem rysunki Kazimierza Malewicza: zrozumiałem, dlaczego tyle wysiłku musiał poświęcić uznaniu swojej drogi twórczej… Bez komentarza ani rusz!
Przy tej okazji warto jeszcze zauważyć kierunek przyszłości naszej cywilizacji, który nazwę OD SŁOWA DO OBRAZU. Chyba to także powrót do źródeł, bo kształty liter pochodzą przecież od obrazów upraszczanych w ciągu wieków. Społeczeństwa zmęczone nadmiarem gadulstwa, milionami informacji, chętniej przyjmują krótsze komunikaty; opisy, zamiast tysięcy stron literatury, z której po wyciśnięciu pozostaje papier. A właściwy obraz to tysiąc słów!
Aleksander Myjak posługuje się rysunkiem z umiarem i precyzją. Jego rysunek nie zapowiada czegoś dalszego, nie jest szkicem, ale sednem przekazu. Zaczyna od odruchowych kresek kładzionych obok siebie, budując z nich fascynujące struktury, tajemnicze przestrzenie zamieszkiwane przez figury przypominające ptaki, zwierzęta, ptakossaki, męskie głowy, precyzyjnie rysowane oczy (stąd ta „obsesja” w tytule). Można znaleźć tu jakieś ślady wyobraźni Jana Lebensteina, autoportretowych ćwiczeń Geta Stankiewicza (który w każdej pracy lokował malutkie figurki Gecia – „bo nikt nie jest tak cierpliwy w pozowaniu, jak ja sam”). Ale trzeba obiektywnie spojrzeć na znakomity warsztat, osobowość tak odmienną od tego co robi ojciec i brat. Na tajemniczy, obsesyjny świat, poważnie traktujący siebie i innych. Nie jest prawdą, że artysta ma prawo do wybryków. Owszem, tak zdobywa się popularność, ale tylko medialną, jednorazową. Aleksander Myjak nie po to rysuje, by świat zadziwić. Oddaje nam swoje wątpliwości, myśli, doświadczenia i emocje, inicjuje dialog w sprawach, których inaczej nazwać się nie da. Dowodzi, że język sztuki może obyć się bez słowa, bo sam jest wyrazem (echo McLuhana?). Nie próbujmy czepiać się Go „co artysta chciał przez to powiedzieć”, bo odpowiedź każdy sam sobie znajdzie w swojej wrażliwości. Każdy inaczej. I w tym jest wartość. Brak prostej oczywistości, otwartość na wiele interpretacji to przecież cecha tych produktów kultury, które lokowane są w sercach i muzeach jak dowody, żeśmy więcej warci niż imperialni agresorzy czy kolekcjonerzy materialnych dóbr.
Aleksander Myjak koloru używa z najwyższym umiarem, choć wyjątkowo trafnie. Wystarcza Mu czerń i biel, jak w najstarszych śladach kultury. Istnieje wiele dowodów, że antyczne rzeźby były barwnie malowane, ale czas je zmył do istoty formy. Może więc trzeba powściągać jarmarczne skłonności, pozostawiając to co najważniejsze? Gdy przyjąć, że kolor rozprasza, trzeba by zanegować dziecięcą radość tworzenia, a tego chyba nie chcemy. Ustalmy więc, że Aleksander ma prawo do własnych wyborów – a ponieważ wszystkie te rysunki powstały na Jego własne zamówienie, więc taki On jest. Cieszmy się, że taki On jest. Że jest!
Ukończywszy edukację artystyczną w pracowni grafiki projektowej, którą niegdyś nazywano grafiką użytkową, Artysta z powodzeniem i z przekonaniem uprawia coś tak bezużytecznego jak bezinteresowny rysunek! I chwała Mu za to. Niech tak robi, bo warto i trzeba. W Berlinie istnieje skromne, jak na tamto miasto, muzeum zwane Kupferstichkabinett, gromadzące wiele najwspanialszych prac na papierze czołowych europejskich artystów od zarania dziejów. Mimo szaleństwa Wojny uchowały się. Może kiedyś rysunki Aleksandra…
Powyższy tekst ma służyć jako słowo wstępne w publikacji towarzyszącej wystawie, na której wszystkie prace można (i trzeba) zobaczyć, zrozumieć ich sens, próbować odczuć myśli i emocje Autora – nie widzę powodu, by je detalicznie analizować. Sami to zróbcie. W rosyjskiej lingwistyce funkcjonuje obraźliwe określenie dokuczliwych analityków poezji: bukvojedy, zjadacze liter. Niech nas wrażliwość chroni od takiego traktowania Aleksandra, sztuki i siebie samych.
prof. Rafał Strent