Alfabet Czechowicza wystawa grafik Michała Piekarskiego
Wystawy indywidualne w Polsce /KIEDY LITERA JEST OBRAZEM
Sztuka jest dziedziną ekonomiczną, nie lubi strat, naddania, braku oszczędności. Wszyscy genialni artyści są mistrzami zwięzłości i syntezy, jak Picasso, który za pomocą kilku kresek potrafił skumulować napięcie estetyczne i powiedzieć więcej, niż malarze godzinami stojący przy sztalugach. Są kultury, jak islam, które w wyniku nakazów religijnych, zaniechały sztuki przedstawiającej i wyraziły cały swój świat w zapisie form abstrakcyjnych. Sztuka porzucająca naśladowanie natury i dosłowność ma dodatkowy walor, jak arabeska, która ma początku ani końca, ponieważ jest poszukiwaniem nieskończoności.
Sobota czyli ja
Michał Piekarski jest zwolennikiem sztuki nieprzedstawiającej, lubi abstrakcję, zwięzłe formy. W zaprojektowanym przez siebie foncie Sobota, który jest jego estetyczną wizytówką, zaniechał szeryfów i wszelkiej ozdobności. Sobota jest „condensed” czyli wysoka i smukła, każdą literę można zamknąć w prostokącie. Kto zna Michała osobiście, wie, że sam wygląda jak litera z Soboty – zawsze w nienagannym czarnym T-shircie, czarnych dżinsach, czarnych butach. Szczupły, elegancki, na luzie. Nawet po latach nie sposób Michała nie poznać – inaczej niż wszyscy – zawsze wygląda tak, jak wtedy kiedy widzieliśmy go ostatnim razem.
Klasyk syntezy
Twórczość Michała Piekarskiego, badana w porządku chronologicznym jest konsekwentną drogą do syntezy. Począwszy od dyplomu u wybitnego grafika i współtwórcy polskiej szkoły plakatu – Macieja Urbańca – na który Michał zaprojektował cykl plakatów antyalkoholowych, przez świetne okładki skryptów SGGW, znaczki, które są już klasykami i ikonami wzornictwa PRL-u, książki i wreszcie przez kilkanaście tytułów kolorowych magazynów. Wszędzie gdzie pracował i na wszystkim czego dotknął zostawił swój ślad, absolutnie nie do pomylenia z inną ręką. Minimalistyczny, oszczędny, a równocześnie pociągający estetycznie i emocjonalny.
Mistrzowska szkoła prostoty
Jaka jest geneza tego stylu? O swoim mistrzu, Macieju Urbańcu, Michał mówi z humorem
– Przychodziło się do niego na korektę, a on siedział zgarbiony z papierosem. Nogi miał zaplecione wokół nóg krzesła, kiwał się i nic nie mówił. Patrzył na przyniesioną przez studenta pracę, milczał i dalej się kiwał. Na koniec coś bąkał, jakieś jedno zdanie. I to było wszystko. Ale to jedno zdanie, jeden ruch ręki Urbańca, były warte więcej niż wykłady innych. To była osobowość.
Dziś Michał sam jest taką osobowością. Uczy swoich studentów prostoty, skupienia i estetycznej koncentracji. I tego, że artysta rozwija się cały czas. Sam zaczął szukać graficznej syntezy dla ulubionych wierszy kilka lat temu. Pierwsze poetyckie translacje były czarno-białe. W kolejnych używał zawężonej gamy kolorystycznej. Teraz pokazuje 25 prac będących ilustracjami wierszy wybitnego poety Józefa Czechowicza w olśniewających gamach kolorystycznych.
Kalejdoskopy słów
Od wierszy Czechowicza w interpretacji Michała Piekarskiego trudno oderwać wzrok. To jak zabawa kalejdoskopem: sypiące się wielobarwne elementy, w ciągłym ruchu, zachęcające do śledzenia sensu, a równocześnie dające wielką przyjemność krążenia i błąkania się okiem po formach liter i przestrzeniach między nimi. Wielkie inicjały jako dominanty, rzędy małych liter jako szeregi im podporządkowane. Piony i poziomy jak u mistrzów międzywojennej awangardy. Gdzieniegdzie ścieżki tekstu niemal nieczytelne. Coś się udaje skleić i złapać sens, ale momentami ten sens się gubi. Ale wtedy trzyma nas kolor, uroda znaków i relacje przestrzenne między nimi. Najważniejsze, że wciąż chce się w tych wierszach-obrazach pozostać. I to jest właśnie siła osobowości i wizji, tak silnej i sugestywnej, że trzyma widza w napięciu i pragnieniu, by to trwało, by się nie skończyło. Jak w arabesce, która nie ma początku ani końca, bo szuka nieskończoności.
Katarzyna Rzehak
kurator wystawy